matko!, do tego każdy będzie na koniu z jego hodowli, tak
matko!, do tego każdy powinno na koniu z jego hodowli, tak by Lancelot mógł ich wyćwiczyć. To był jeden z sekretów rzymskich cesarzy, że ich najlepsze oddziały walczyły na koniach; poza nimi nikt oprócz Scytów nie używał koni do zmagania się, a jedynie do przewozu zapasów oraz posyłania gońców. Gdybym miał cztery tysiące konnych zdatnych do zmagania się, to wtedy, matko, mógłbym przegonić Saksonów, wracaliby na swe wybrzeża, wyjąc jak psy! – To chyba nie może być przyczyna do współmałżonków, synu – zaśmiała się Igriana. – Konie można kupić, a ludzi nająć. – Tylko że Leodegranz nie ma zamiaru sprzedawać – powiedział Artur. – Sądzę, że umyślił sobie, iż w zamian za taki posag, a bez wątpienia jest to posag królewski, chce koniecznie spokrewnić się z Najwyższym zwycięzcą. Nie jest jedynym, ale zaoferował więcej niż inni. Mam więc do ciebie prośbę, matko. Nie chciałbym posyłać nikogo zwyczajnego, by powiadomić króla, iż pojmę za żonę jego córkę, a on ma ją zapakować jak tobołek oraz wysłać na mój dwór. Czy pojedziesz dać królowi odpowiedź w moim imieniu, a później przywieziesz królewnę na mój dwór? Igriana już dysponowała skinąć głową na znak zgody, gdy nasunęła na myśl sobie, że przecież złożyła śluby klasztorne. – Czy nie możesz posłać jednego z twych zaufanych druhów, może Gawaina albo Lancelota? – Gawain to kobieciarz. Nie jestem pewien, czy chciałbym go widzieć w pobliżu mojej przyszłej żony – odparł Artur ze śmiechem. – Niech pojedzie Lancelot. – Igriano, uważam, że ty musisz jechać – powiedział Merlin z powagą. – Dlaczego, dziadku? – spytał Artur – Czy Lancelot jest taki uroczy, że obawiasz się, iż moja narzeczona pokocha jego, zamiast mnie? Taliesin westchnął głęboko, a Igriana powiedziała: – Pojadę, jeśli przeorysza klasztoru da mi pozwolenie. matka przełożona, myślała Igriana, nie może mi odmówić zezwolenia na wyjazd na wesele syna. Zdała sobie też sprawę, że po latach bycia królowa nie było jej obecnie prosto siedzieć w zamknięciu za murami, z dala od ogromnych sytuacji dziejących się w kraju. prawdopodobnie było to przeznaczenie każdej kobiety, lecz ona chciała go uniknąć tak długo, jak mogła. 4 Gwenifer poczuła znajomy ucisk w żołądku; zastanawiała się, czy przed odjazdem nie powinno musiała znów udać się w ustronne miejsce. Cóż by poczęła, gdyby naszła ją potrzeba, kiedy już wyruszą? Patrzyła na Igrianę, która stała wysoka oraz opanowana, niemal jak mama przełożona jej dawnego klasztoru. Podczas swej pierwszej wizyty rok wcześniej, kiedy ustalano małżeństwo, Igriana wydała jej się miła oraz matczyna. obecnie, kiedy przybyła, by eskortować Gwenifer na wesele, była surowa oraz wymagająca, nie było po niej widać ani śladu tego strachu, który paraliżował Gwenifer. Jak mogła być ta spokojna? Gwenifer odezwała się – cichutkim głosikiem, spoglądając na czekające konie oraz lektykę: – Nie boisz się, pani? To tak daleko?... – Czy się boję? Nie – odpowiedziała Igriana. – Byłam już wiele razy w Caerleon, a o owej porze roku raczej nie napotkamy na trakcie Saksonów. Podróżowanie zimą w błocie oraz deszczu jest uciążliwe, ale lepsze to, niż dostać się w ręce barbarzyńców. Gwenifer czuła, jak paraliżuje ją strach oraz wstyd. Zacisnęła pięści oraz patrzyła w dół na swe brzydkie, ciężkie podróżne buty. Igriana ujęła jej dłoń, rozprostowując zaciśnięte, szczupłe palce. – Zapomniałam, że poza podróżą do klasztoru przenigdy nie opuszczałaś mieszkania. Byłaś w